R.A.T.
RAPID ASSAULT TACTICS
Rapid Assault Tactics to formuła combatowa opracowana na potrzeby jednostki specjalnej US NAVY S.E.A.L. Team Six, przez jednego z najlepszych instruktorów streetfightingu na świecie – Paula Vunaka.
Taktyka R.A.T. polega na jak najszybszym przejęciu inicjatywy i skutecznym, brutalnym wyeliminowaniu zagrożenia.
Skrót R.A.T. (od Rapid Assault Tactics) to po angielsku „szczur” i właśnie umiejętności adaptacyjne oraz wysoko rozwinięty instynkt przetrwania tych gryzoni są idealnym przykładem do naśladowania w sytuacji zagrożenia życia.
Celem nadrzędnym jest PRZETRWANIE.
Rapid Assault Tactics przygotowuje do wielu z możliwych sytuacji. Walka jeden na jednego, jeden na dwóch, walka w grupie, z użyciem broni czy bez, w stójce, w parterze, w długim, średnim czy krótkim dystansie – dla „szczura” nie robi to różnicy.
Jesteśmy jedynym, autoryzowanym przez organizację Progressive Fighting Systems miejscem w Polsce, gdzie można trenować RAT.
Wywiad z Paulem Vunakiem – założycielem Progressive Fighting Systems, twórcą Rapid Assault Tactics, jednym z najlepszych instruktorów „streetfightingu” na świecie
Pytanie: Jaką sztukę walki trenowałeś na początku?
Paul Vunak: TaeKwonDo. Zacząłem w wieku 9 lat i ćwiczyłem cztery lata.
Pytanie: Kto był instruktorem?
PV: Było czterech instruktorów prowadzących zajęcia. Nazywano ich Braćmi Yi. Zdaje się, że ich nazwiska brzmiały: Yung Pok, Yung Kuk, Yung Ho, i Yung Chuen.
Pytanie: Dlaczego przestałeś u nich trenować?
PV: Kiedy w końcu zdobyłem czarny pas postanowiłem rozwijać się dalej. Uważałem, że moje kopnięcia są całkiem niezłe, jednak brakowało mi dobrych technik ręcznych.
Pytanie: Jaka była następna szkoła?
PV: Tiger-Crane Kenpo Karate…Była to gałąź BKF (Black Karate Federation). Pan o nazwisku Al Fleming był moim instruktorem.
Pytanie: Jak długo tam ćwiczyłeś?
PV: Mniej więcej trzy lata…
Pytanie: Czemu przestałeś?
PV: Przestałem kiedy spostrzegłem, że szkoła zamieniła się w przedszkole. W tym czasie prowadziłem większość zajęć i zauważyłem, że na 23-30 dorosłe osoby przypadało 50 dzieciaków. Byłem zainteresowany walką a nie robieniem biznesu więc zdecydowałem się zamknąć grupę dziecięcą i wtedy po trzech miesiącach szkołę w ogóle zamknięto!
Pytanie: Dlaczego byłeś bardziej zainteresowany walką niż biznesem?
PV: Tak zostałem wychowany. Byłem świadkiem wielu walk od wczesnego dzieciństwa. Mieszkałem w najgorszej dzielnicy Long Beach w Californii. W mojej szkole średniej (Poly High) z racji swego pochodzenia nie miałem łatwo. Nie wspominając o dorastaniu w domu z ojcem Jugosłowianinem i matką Sycylijką!
Pytanie: Gdzie poszedłeś po opuszczeniu szkoły Kenpo?
PV: 22 listopada 1976 roku zostałem przedstawiony Danowi Inosanto w Akademii Filipińskiego Kali.
Pytanie: Jak tam było?
Odpowiedź: Pamiętam, że były podziały na grupy. Większość ludzi nie wie, ale owego czasu w Akademii obok Jeet Kune Do czy Kali było nauczane także Kenpo karate.Pamiętam, że przyszedłem na zajęcia w sobotę popołudniu, kiedy nie było formalnych zajęć, tylko czas przeznaczony dla każdego na indywidualny trening. Postanowiłem posparować z kimś, aby przekonać się czy była to szkoła dla mnie.
Pytanie: Z jakim rezultatem?
PV: Wybrałem największego, najgroźniej wyglądającego gościa i zaproponowałem sparing. Moja adrenalina wzrosła i miałem zamiar znokautować faceta. Pamiętam też, że zaatakowałem backfistem i to była ostatnia rzecz jaką zapamiętałem…! Kiedy się ocknąłem zobaczyłem grupkę ludzi nachylających się nade mną. Pamiętam, że pierwszymi słowami jakie wypowiedziałem były: zapisuję się!
Pytanie: Czy ćwiczyłeś jeszcze potem z tym gościem?
PV: (śmiech). Tak, zostaliśmy przyjaciółmi i ciężko razem trenowaliśmy. Nazywał się Torrance Mathis. Pamiętam, że kiedyś skopał mi dość mocno tyłek i odwiózł do domu, ponieważ moje auto było popsute, usiadłem na skraju łóżka i spojrzałem na ścianę, gdzie wisiały moje certyfikaty i nagle zerwałem je wszystkie. Wpadła do pokoju moja mama i zapytała co się stało z moją twarzą…Wtedy opowiedziałem jej o wszystkim co się stało.
Pytanie: Co się z Tobą działo później?
PV: Po trzech latach spędzonych w Akademii zacząłem tam uczyć.
Pytanie: W którym to było roku?
PV: Miałem 19 lat więc musiało to być w 1979 roku.
Pytanie: Jak wyglądało uczenie w Akademii?
PV: Kiedy skończyłem prowadzenie zajęć w grupach przed południem, zaczynałem około 16.00. Ostatnia grupa kończyła około 22.00. Potem jeszcze długie rozmowy z Danem do 2 w nocy…
Pytanie: Czyli spędzałeś tam 8-10 godzin, przez 7 dni w tygodniu?
PV: Nie, w niedzielę szkoła była zamknięta…
Pytanie: Dlaczego tak napięty plan zajęć?
PV: Zajmowałem się nauczaniem już w wieku 17 lat. Podczas mojego treningu i nauczania w Akademii Dana Inosanto, prowadziłem także szkołę Savate razem z Danielem Duby w latach 1980-1984 (była to pierwsza w USA szkoła Savate). Nigdy nie miałem innej pracy….chociaż nie, pracowałem w Kentucky Fried Chicken przez trzy i pól dnia…
Pytanie: Jak długo pracowałeś wg tak napiętego planu?
PV: Aż do czasu zamknięcia Akademii, czyli od 1976 do 1984 roku. Potem kontynuowałem naukę z Danem w Culver City przez następne dwa lata. Wtedy właśnie stworzyłem moją organizację Progressive Fighting Systems. Jednak nigdy nie przestałem być uczniem Dana.
Pytanie: Jaki był cel stworzenia swojej organizacji?
PV: Podczas całego okresu kiedy nauczałem u Dana, wzrosła mocno liczba moich prywatnych uczniów. Kiedy ktoś przychodził do Dana, aby uczyć się prywatnie, on kierował ich do swoich instruktorów w zależności od zainteresowań. Jeśli ktoś chciał ćwiczyć walkę pałkami, to kierował go do Teda Lucay, jeśli boks – do Richarda Bustillo. Gdy ktoś był zainteresowany czystą walką uliczną – do mnie. I dlatego PFS skupia ludzi, którzy mają zacięcie do walki pod kątem samoobrony i „ulicy”.
Pytanie: Ilu ludzi skupia organizacja?
PV: Mamy ponad 300 instruktorów i około 4000 członków.
Pytanie: Jesteś właścicielem 300 szkół?
PV: Nie, nie nauczyłem się niczego od Kentacky Fried Chicken…(śmiech). PFS jest raczej grupą przyjaciół, w której ja pełnię rolę bardziej przewodnika niż szefa. Tak naprawdę mamy dwie zasady:
– lojalność wobec Dana Inosanto
– rozwijać Jeet Kune Do i Kali w odpowiedzialny i etyczny sposób
Pytanie: Możesz przybliżyć zasady nadawania stopni w Twojej organizacji?
PV: Aby to zrozumieć, trzeba najpierw znać metody nauczania Jeet Kune Do. Jest to związane z procesem a nie z produktem. Innymi słowy, osoba zwiększa swoją biegłość w Jeet Kune Do poprzez proces samopoznania, a samopoznanie jest wspomagane poprzez nauczanie innych. Zaczęło się to kiedy Bruce Lee przyjechał do Ameryki ze swoim Wing Chun. Jednak po odkryciu wielu ograniczeń zaczął eksperymentować ze swoimi uczniami. Przecież, aby się rozwijać musiał mieć ludzi, z którymi mógł ćwiczyć.
Dan Inosanto jest pomostem pomiędzy nami a koncepcjami Bruce’a. Po śmierci Bruce’a, na Danie spoczęła odpowiedzialność za Jeet Kune Do. Aby móc rozwijać się w Jeet Kune Do, otworzył Akademię Filipińskiego Kali. Ta szkoła nie była niczym innym jak tylko garażem pełnym twardych uczniów. Przyjeżdżali ludzie z całego świata, aby zobaczyć „sztukę walki Bruce’a Lee”. Byli wśród nich bokserzy, thai bokserzy, światowej klasy karatecy, ludzie kung fu i inni styliści. Dla ludzi mających negatywne nastawienie mieliśmy dwa słowa: „zakładaj rękawice!”. Pamiętam, że nasza szkoła miała złą opinię. Inni zwykli mawiać: „Ci ludzie nie ćwiczą sztuk walki – to „zabijacy”
Podłoga była tak zachlapana krwią, że w końcu pomalowaliśmy ją na czerwono!
Akademia Kali była laboratorium, w którym rodziła się sztuka jakiej dziś nauczamy i uczymy się. Gdy Akademia została zamknięta, potrzebowałem ludzi, których mógłbym uczyć i razem z nimi rozwijać swoje umiejętności. Dlatego właśnie utworzyłem PFS. Jedyną metodą jaką wyznaję w nauczaniu, to doprowadzić moich uczniów na pewien podstawowy poziom wiedzy i kazać im uczyć innych. To pozwala im na niewiarygodnie szybki samorozwój w Jeet Kune Do. Podstawowa wiedza uprawnia do posiadania stopnia Asystenta Instruktora. Jest to takie błogosławieństwo do nauczania innych tego, co się samemu umie. Nie oznacza to, że osoba taka jest w pełni wykwalifikowanym instruktorem! Po około 2-3 latach kontynuowania nauki i zdobywaniu doświadczenia w nauczaniu innych (co jest niezbędnym elementem samorozwoju) nadaje się stopień Instruktora Pierwszej Fazy.
Po kilku następnych latach uczenia się i nauczania innych uzyskuje się Full Instruktora. Full Instruktor może mianować swoich Asystentów Instruktora. Ostatnim stopniem jest Senior Instruktor. Ci muszą ćwiczyć ze mną minimum 10 lat. To już jest naprawdę wysoki poziom i najwyższe wyróżnienie w PFS, nie tylko techniczny, ale też moralny. Aby go osiągnąć, wymaga to mocnej determinacji w samodoskonaleniu siebie i w nauczaniu innych. Senior może mianować Asystentów i Instruktorów Pierwszej Fazy.
Pytanie: Kiedy rozpocząłeś trening Jiu Jitsu?
PV: W czerwcu 1988 poznałem smak Jiu Jitsu na treningu z Rorionem Gracie, w jego garażu.
Pytanie: Co pamiętasz najbardziej z Twojego treningu z Gracie?
PV: Nie chcę zabrzmieć jak fanatyk, ale narodziłem się na nowo. Po dziesięciu latach treningu Jiu Jitsu jeszcze wciąż mam wiele do nauczenia się. Będę uczniem do końca życia…
Pytanie: Z kim z Graciech oprócz Roriona jeszcze trenowałeś?
PV: 1,5 roku z nim, z Roycem też mniej więcej tyle, Roylerem z pół roku i potem z Ricksonem przez 3 lata.
Pytanie: Dlaczego ćwiczyłeś aż z czterema Graciemi?
PV: Każdy z nich ma inny sposób walki i inny sposób czucia przeciwnika.
Pytanie: Który z nich wywarł na Tobie największe wrażenie?
PV: Każdy z nich jest niesamowitym fighterem. Jednak ktokolwiek chociaż przez 5 minut posparował z Ricksonem to powie, że ten człowiek jest z innej planety! Nie znajduje słów aby określić jego poziom umiejętności. Było i jest niewielu takich ludzi: Bruce Lee, Michael Jordan, Wayne Gretzky, Rickson Gracie….Bóg musiał być w cholernie dobrym nastroju, kiedy rozdzielał im atrybuty (śmiech)…
Pytanie: Czy inni praktycy JKD także ćwiczyli Jiu Jitsu?
PV: Bardzo, bardzo niewielu. Myślę, że dla wielu ludzi, kiedy uczą już innych, jest za trudno założyć gi, obwiązać się białym pasem i zostać uczniem zaczynając wszystko od początku….
Pytanie: Co się z Tobą działo dalej?
PV: Stałem się fanatykiem na punkcie Jiu Jitsu. Zacząłem poznawać ludzi z Jiu Jitsu od Południowej Dakoty po Afrykę Południową. Nikt poza Brazylią nie słyszał jeszcze o Jiu Jitsu więc zacząłem wprowadzać je do swojego programu i zapoznawać z nim ludzi PFS. Potem Gracie otworzyli szkoły, nastały czasy UFC. Teraz znają ich wszyscy. Jestem zadowolony, że trenowałem z nimi w okresie kiedy byli nieznani i mogli mi poświęcić wiele czasu.
Pytanie: Kiedy zacząłeś uczyć Navy Seals?
PV: W 1988 roku.
Pytanie: Dlaczego przyszli do Ciebie?
PV: Nie mam pojęcia. Przyszedł do mnie Pan o nazwisku Monty Trezise, który po rozmowie skierował mnie do Franka Cucci. Po rozmowie w cztery oczy, która nastawiła Franka bardzo entuzjastycznie, skierowano mnie do Virginii.
Pytanie: Z jakimi grupami pracowałeś?
PV: Głównie Team 6, jednakże miałem styczność ze wszystkimi. Większość treningu odbywała się w bazie, niekiedy w terenie.
Pytanie: Jak długo byleś w Virginii?
PV: Bardzo długie trzy lata.
Pytanie: Dlaczego „bardzo długie”?
PV: Ponieważ cały dzień trenowaliśmy, potem szliśmy do baru i bardzo często braliśmy udział w bójkach. Nie są to dni, z których byłbym szczególnie dumny.
Pytanie: Trening z Navy Seals i walki to marzenie niejednego uprawiającego sztuki walki!
PV: Bardzo łatwo jest marzyć. Jednak pobudki w wiezieniu z zaschniętą krwią na całym ciele nie należą do przyjemności….
Pytanie: W jakich okolicznościach wróciłeś do Californii?
PV: Do końca kontraktu zostało pół roku, jednak udało mi się delegować obowiązki na moich trzech najzdolniejszych tamtejszych uczniów:
Pat’a Bagley’a, Pat’a Tray’a i Franka Cucci. Certyfikowałem ich na Full Instruktorów i dałem swoje błogosławieństwo. I mogłem w końcu wrócić do Californii. Teraz tylko jeżdżę tam okazjonalnie, kiedy potrzebują mojej pomocy przy jakiś specjalnych operacjach.
Pytanie: Co zamierzasz teraz?
PV: Zainteresowałem się ostatnio muzyką i medycyną niekonwencjonalną. Zawsze mnie to fascynowało. Wolę leczyć ludzi niż ich ranić. Przez ostatnie kilka lat utrzymywałem specjalną dietę co niesamowicie mi pomaga w osiągnięciu spokoju psychicznego i zdrowia.
Pytanie: Co Cię skłoniło do takich zainteresowań?
PV: Mam wrzód na żołądku, więc była taka potrzeba. Jednak gdy odczułem pozytywne skutki zdrowego trybu życia, chcę się podzielić tym z innymi.
Pytanie: Czy masz jakieś aspiracje w kierunku biznesowym?
PV: Nie chcę za wiele zmieniać. Lubię mój styl życia. Moje umiejętności biznesowe są na poziomie białego pasa. Biznes to ocean pełen rekinów, a ja zaledwie umiem w nim pływać…To zadziwiające jak biznes może zmienić ludzi i jak bezwzględni mogą się stać. Wiele organizacji i wielu ludzi uważa mnie za swoją konkurencję i nie do wiary, jak daleko mogą się posunąć w tym co robią i mówią. I z każdym następnym rokiem posuwają się coraz dalej. Na niektórych forach dyskusyjnych piszą o mnie niestworzone rzeczy, jednak są to plotki tak dalekie od prawdy, że nie sprawiają mi w żaden sposób przykrości… Uważam, że szkoda mojego czasu, pieniędzy i energii do tego aby je komentować i próbować z nimi walczyć.
Pytanie: Czy zechcesz wymienić jakieś nazwiska?
PV: Nie (Paul uśmiecha się). Prawie każdy to robi. Niektórym wydaje się, że aby odnieść sukces muszą kogoś pogrążyć. To tak jak w pokerze, ktoś wygrywa, więc ktoś musi przegrać. Ja jednak nie stosuję takiej metody. Gdy ktoś pyta mnie o opinie na temat jakieś osoby to mówię: obejrzyj jego kasety, pojedź na seminarium i oceń sam.
Można robić efekty specjalne, można prowadzić wspaniały marketing, można skłamać na temat osiągnięć, ale mechanika ciała, poruszanie, technika – te nie skłamią i od razu widać kto zacz. Wielu reklamuje się jako następcy Bruce’a Lee. Ja tego nie robię. Przegrałem zbyt wiele walk, aby mieć przerośnięte ego (śmiech).
Kocham moją żonę, moje zwierzęta. Interesuje się muzyką, lecznictwem i niech tak zostanie. Nawet gdybym jutro wygrał w Lotto – moje życie nie zmieniłoby się zbytnio.